beauti_46

Afiliado: 13/07/2006
Nie liczę godzin ni lat to życie mija NIE JA
Puntos8más
Para mantener el nivel: 
Puntos necesarios: 192
Último juego

Godzina duchów

Po raz pierwszy w życiu (nie po raz drugi) byłam na cmentarzu po północy. Do Szczecina, na grób Taty, pojechaliśmy w środę. Mieliśmy zaplanowane zerwanie się z pracy, żeby z tej zakorkowanej stolicy wyjechać jakoś sprawnie. No i... prawie się udało. "Zerwaliśmy się" 1 (słownie: jedną) godzinę wcześniej, co w przypadku takiej podróży nie miało większego znaczenia. Pogoda była cudna - wspaniały zachód słońca - ale jechało się ciężko. Przy każdym cmentarzu pełno ludzi, których nie widać, wyłaniają się z ciemności w ostatniej chwili i łażą po ulicy jak w jakimś amoku. Udało się dojechać do Szczecina około 23-ciej. Zjedliśmy małe co-nie-co i zaczęłam kombinować, że tę wiązankę, co ja z Warszawy przywieźliśmy, dobrze byłoby zawieźć na cmentarz teraz, bo potem ani autobusem (bo tłok) ani samochodem, bo nie podjedziemy do cmentarza (tyko na niewiadomo jaką odległość). No więc zdecydowaliśmy pojechać teraz, dochodziła północ. Na cmentarzu cisza, pełno straganów zakrytych foliami, pełnych zniczy, kwiatów - wszystko przygotowane na sprzedawanie od samego rana. Cmentarz zamknięty. Ale okazało się, że ludzie którzy pilnowali tego całego towaru mieli klucz i nam otworzyli. No i powędrowaliśmy między grobami, na których paliły się znicze, tak że nie trzeba było palić latarki. Było tak cicho, spokojnie, panował taki odświętny nastrój - zupełnie inaczej niż w dzień, kiedy jest gwar, bieganina, bardziej klimat taki bazarowo-jarmarkowy. Podobała mi się ta nasza nocna wyprawa. Mama wspominała, że w dzieciństwie też biegała na cmentarz późnym wieczorem, przed Świętem Zmarłych, żeby sprawdzić czy znicze się palą. A Stefan i Janusz (Jej bracia) to biegali jeszcze później. W tym roku mogłam odwiedzić groby w Dzień Zaduszny, bo firma zrobiła nam wolne i mogłam zostać w Szczecinie do niedzieli. I tak to wszystko za krótko :(