No, wczoraj to była akcja. Ostatni dzień na wysłanie PITów do ludzi i do US, a nasza bezosobówka.... cały pokój tonie w kartonach, pudełeczkach i stosikach. Przez cały dzień walczyli by te kochane pity wynieść do kancelarii no i.... nie zdążyli. Około 16-tej pytam siê czy wszystko wysłaliśmy, a oni (tak zupełnie spokojnie) że nie, że jeszcze czêść została na jutro. Na jakie jutro, jutro to już bêdzie futro i 1 marca. Za wysyłkê po terminie jeszcze siê nam oberwie. A to już by było naprawdê niesprawiedliwe, żeby za taką straszną robotê dostać zamiast pochwały, ochrzan. Idziemy z W. do E.K. złożyć meldunek i prosić o ratunek. Ta zawołała S. no i dwie panienki z kancelarii, musiały zostać nieco dłużej. My deklarujemy im pomoc, uśmiechamy siê dwoimy i troimy, a te bomby nabzduczone ani siê odezwą, bo w dniu dzisiejszym to one "swojego życia prywatnego" to już żadnego mieć nie bêdą. Kurde, jak my od trzech miesiêcy zasuwamy na najwyższych obrotach, że o życiu prywatnym, a właściwie o jego braku, nie wspomnê, pracując po 11-13 godzin na dobê i w niedziele również to jest wszystko OK (?!!??!). Jednak to jest prawda, że GłUPICH ROBOTA KOCHA. No ale, z Bożą, dwóch panienek z kancelarii i Pana B. pomocą udało siê zawieść wszystkie PITY na pocztê. Huraaaaa. Teraz można jechać na Hawaje odpocząć troszeczkê. No to starujê. Cześć.
Último juego