Słońce, umiarkowana temperaturka (jak na tę porę roku), śnieg, zero wiatru. Aż szkoda siedzieć w domu!!! Po niedzielnych obowiązkach pora na przyjemności. Wzięłam patyki i poszłam swoją stałą (letnią) trasą. Cisza, spokój, słońce odbija się od śniegu, niebo cudownie błękitne. Wzięło mnie, naprawdę. Do tego stopnia, że jak doszłam do końca mojego stałego odcinka postanowiłam, że szkoda wracać, więc idę dalej. Zrobiłam drugie tyle, a może więcej. Cudownie się szlo, spróbujcie z patykami, naprawdę mniej się człowiek męczy. Ludzi, na niedzielnych spacerkach, jak na lekarstwo. Trochę mnie to zdziwiło, ale nie przeszkadzało, wogóle, hehehe, wręcz przeciwnie. Tak tylko zauważyłam. Spotkałam 2 (słownie: dwie) osoby z patykami i przywitałam je radośnie: "No wreszcie kogoś spotykam!" Odpowiedziały uśmiechem i poszłyśmy sobie dalej. No i tak doszłam do przeszkody nie do pokonania - ściany z pleksy przy Wale Miedzeszyńskim. Zrobiłam obrót i z powrotem do domciu. Czasowo to ten nordic walking dzisiejszy zabrał mi 2 godziny a km to zrobiłam chyba tak z 9. Trochę pogoda a troche chęć odrobienia zimowych zaległości spowodowały, że zafundowałam sobie taki długi spacerek. Dotarłam do domu super zmęczona. Cudowne uczucie jak po.... eh nie będę szukała porównań. Cudownie teraz smakuje herbata, jabłuszko i duńskie herbatniki. Słońce właśnie powoli zachodzi, malując wszystko pomarańczową farbką. Pięknie to wszystko wygląda na tle coraz ciemniejszego błękitu nieba. Eh.... jaka cudowna niedziela.
Último juego