Dzień pierwszy - moje skromne autko zaczyna brzmieć jak miziane pod bródkę kocię
Dzień drugi - kociątko rośnie i zaczyna wydawać ze swych trzewi mocniejsze pomruki, które wiem co znaczą, ale nadal je lekceważę
Dzień trzeci- narodził się rozkoszny tygrys. Mam auto sportowe, stuningowane...brzmi świetnie, nabieram wszystkich, którzy słyszą, ale nie widzą. Obracają się za mną, wodzą wzrokiem szukając TEJ FURY....tylko nieliczni piesi wiedzą o co kaman, kierowcy wiedzą, ale jeszcze nie krzyczą na mnie
Dzień czwarty- tygrys nadal , ale już mniej rozkoszny, pokazuje kły skurczybyk, zaczynam rozglądać się, czy nie ma obok radiowozu Policji
Dzień piąty- tygrys po 10 km zaczyna zdychać, na jego miejsce pojawia się młody bawół, ryczyyy. Nadal lekceważę, choć już zaczynam powoli dzwonić do znajomych zakładów naprawczych
Dzień szósty- bawoły cholernie szybko dorastają, po kolejnych 10 km cielaczek stał się bardzo dojrzały....ryknął, by obwieścić światu, że przybył. Echo jego ryków najpiękniej odbijało się na metalowych barierkach pomiędzy główną arterią mego miasta. Pożałowałam, że nie mam w uszach stoperów.
Dzień siódmy- to dziś zrobię świństwo memu autku, z tygrysa, bawołu znów zrobię kolibra.